W ciągu dwudziestu czterech godzin zdarzają się tysiące rzeczy, za które winieneś wdzięczność Bogu, ale ich nie zauważasz. Od tego właśnie należy zacząć. Będziesz zdumiony, jak szczęście coraz bardziej rozrasta się każdego dnia, a ból i smutek proporcjonalnie się zmniejszają. I nadchodzi moment, gdy życie staje się jak święto. Ból pojawia się rzadko, a i wtedy jest po prostu częścią tej zabawy. Nie przeszkadza, nie zakłóca niczego. Jest akceptowany.
Zacznij od tego, by stawać się coraz wrażliwszym na swoje ciało. Słuchaj go, mówi ci dużo, ale jesteś tak zasłuchany w to, co masz w głowie, że nie jego słuchasz. Ilekroć wystąpi konflikt między umysłem i ciałem, prawie zawsze to właśnie twoje ciało ma rację, nie umysł, bo ono jest naturalne, a umysł jest uwarunkowany społecznie; ciało należy do niezgłębionej natury, umysł do społeczeństwa – twego konkretnego społeczeństwa, twego wieku, twoich czasów. Ciało jest głęboko zakorzenione w Istnieniu, umysł ślizga się jedynie po powierzchni. Ale ty zawsze słuchasz umysłu, nigdy ciała. I z powodu tego długotrwałego nawyku zatraciłeś z nim kontakt.
Masz serce, jest ono w tobie zakorzenione. Ale nie masz kontaktu. Zacznij od nawiązania kontaktu z ciałem. Szybko się zorientujesz, że całe ciało wiruje wokół środka serca, tak jak Układ Słoneczny wokół Słońca. Hindusi nazwali serce „Słońcem ciała”. Całe ciało jest Układem Słonecznym i porusza się wokół serca. Zaczynasz życie wraz z pierwszym uderzeniem serca, umrzesz, kiedy przestanie bić. Serce jest słonecznym centrum twojego ciała. Uświadom to sobie. A możesz to zrobić stopniowo, wtedy gdy już zdobędziesz świadomość całego swojego ciała.
Mów i myśl z pasją
Kiedy mówisz, mów z pasją, jeśli nie znudzisz innych siebie. Życie powinno być pasją, wibrującą pasją, pulsującą pasją, ogromną energią. Nic, co robisz nie powinno być bezmyślne; jeśli tak jest, nie rób tego. Nie ma obowiązku, byś cokolwiek robił, ale jeśli jest coś, co naprawdę chcesz zrobić, zrób to.
Śmiej się i bądź pełnią siebie
Poczucie humoru połączy rozdzielone części twojej osoby. Poczucie humoru sklei fragmenty ciebie w jedną całość. Przecież chyba już to wiesz? Kiedy śmiejesz się serdecznie, nagle wszystkie fragmenty znikają i stajesz się jednym.
Jeśli znasz kogoś o dziecięcej niewinności i niefrasobliwości – jest on mędrcem. Po wszystkich życiowych wzlotach i upadkach zdecydował na podstawie swojego doświadczenia (a właściwie decyzja zrodziła się sama), że zanim przyjdzie pora umierać, chce być taki, jak był w dzieciństwie.
Obserwowałeś kiedyś dziecko, które biega, krzyczy, tańczy bez powodu – chociaż niczego nie ma? Jeśli je spytasz, dlaczego tak się cieszy, nie będzie w stanie ci odpowiedzieć. Pomyśli, że jesteś wariatem. Czy potrzebny jest powód, aby być szczęśliwym? Będzie zszokowane, że w ogóle o to pytasz. Wzruszy ramionami i dalej będzie śpiewać i tańczyć.
Dziecko nie posiada niczego. Nie jest jeszcze premierem, nie jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, nie jest Rockefellerem.
Człowiek świadomy żyje w ciele, kocha swoje ciało, czci je, ale sam nie jest ciałem. Wie, że ma w sobie coś, co przetrwa każdą śmierć. Wie, że ma w sobie coś, co jest wieczne, i czas nie może tego zniszczyć. Doszedł do tego przez medytację, miłość, modlitwę. Odczuwa to wewnątrz siebie. Nie boi się. Nie boi się śmierci, ponieważ wie, czym jest życie. Nie goni za szczęściem, ponieważ wie, że Bóg zsyła mu miliony okazji; on musi tylko nie przeszkadzać.
Musisz nauczyć się grać na tych trzech energiach tak, by stały się orkiestrą. Wtedy jest Bóg – nie żebyś Go widział, nie ma co oglądać; to On jest ostatecznym obserwatorem, jest obserwacją. Naucz się stapiać swoje ciało, umysł, duszę w jedność. Odnajdź sposoby na funkcjonowanie w pełnej harmonii. Zdarza się, że biegacze… Nie myślisz zapewne o bieganiu jako o jednym ze sposobów medytacji, ale czasami biegacze jej doznają. Bywają zaskoczeni, ponieważ nie oczekiwali tego: kto by pomyślał, że biegacz doświadczy Boga? Jednak tak się dzieje. Obecnie bieganie staje się jedną z nowych technik medytacji. Więc to może się wydarzyć w trakcie biegu. Może doznałeś tego, jeśli kiedyś byłeś biegaczem, jeśli czerpałeś radość z biegania wcześnie rano, gdy powietrze jest świeże, świat budzi się ze snu… Jeśli biegłeś, twoje ciało funkcjonowało cudownie, a świeże powietrze, nowy świat ponownie rodził się z ciemności nocy, wszystko dookoła śpiewało, czułeś pełnię życia…
Moment ten nadchodzi, gdy biegacz znika, a zostaje jedynie bieg. Ciało, umysł i dusza zaczynają pracować razem; nagle uwolniony zostaje wewnętrzny orgazm. Biegający czasem przez przypadek doświadczają „czwartej”, turiya, mimo iż tłumaczą sobie, że jest to po prostu reakcja na bieg. Będą uważali, że ta chwila tak im się podobała ze względu na bieg; że był to piękny dzień, ciało tryskało zdrowiem, świat wydał się wspaniały i mieli doskonały nastrój. Nie zauważą prawdziwej przyczyny. Jeśli zaś zauważą, to, zgodnie z moimi obserwacjami, biegacze są w stanie doświadczyć medytacji dużo łatwiej niż ktokolwiek inny. Jogging może być doskonałą pomocą, pływanie może być doskonałą pomocą. Wszystko to musi być przemienione w medytację.
Porzuć stare poglądy na temat medytacji. Nie wierz, że tylko siedzenie pod drzewem w pozycji jogina jest medytacją. To tylko jedna z dróg. Może odpowiadać paru osobom, ale nie będzie dobra dla wszystkich. Dla małego dziecka nie byłaby to medytacja, tylko tortura. Dla młodej osoby, która jest żywa, wibrująca, taka metoda byłaby jak hamulec, nie jak medytacja. Może dla starego człowieka, który już wiele przeżył, którego siły słabną… może byłaby to medytacja właśnie dla niego.
Jeśli jesteś rozbudzony w trakcie umierania, będziesz rodził się w zupełnie inny sposób: narodzisz się także rozbudzony. Ten, kto umiera czujnie, czujny się rodzi. Ten, kto umiera w nieświadomości, rodzi się nieświadomy. Ten, kto umiera świadomie, może wybrać dla siebie odpowiednie łono; ma wybór, zasłużył na niego. Umierający nieświadomie nie ma prawa wybierać łona; łono jest mu przypisane przypadkowo, nieświadomie.
Człowiek, który umiera całkowicie świadomy, pojawi się na tym świecie jeszcze tylko raz, ponieważ nie będzie potrzeby, żeby tu powracał. Zostaje mu już tylko odrobina pracy do zrobienia i wykona tę pracę w następnym życiu. Temu, kto umiera ze świadomością, pozostaje tylko jedna sprawa: nie miał czasu przemienić swojej świadomości we współodczucie. Uczyni to w następnym życiu, gdyż jeśli tego nie zrobi, coś pozostanie niedopełnione, niedoskonałe.
Zatem medytacją może być bieganie, a także taniec, pływanie; wszystko może nią być. Oto moja definicja medytacji: kiedy twoje ciało, umysł i dusza funkcjonują w jednym rytmie, jest to medytacja, ponieważ to sprowadza czwarty element. I jeśli jesteś świadomy, że czynisz to jako medytację – nie występ na olimpiadzie, lecz właśnie medytację – staje się ona ogromnie piękna…
Podstawowy warunek jest taki, by każda forma medytacji, jaka by nie była, powodowała wspólne, harmonijne funkcjonowanie ciała, umysłu i świadomości. Wtedy niespodziewanie pewnego dnia nadchodzi „czwarta”: obserwacja. Jeśli chcesz, nazwij to Bogiem, nirwaną lub tao, lub jakkolwiek sobie życzysz.
Stąd mój nacisk na taniec i muzykę, ponieważ jedynie w tańcu poczujesz, że twoje ciało, twój umysł i ty funkcjonujecie razem. Gdy wszystkie te elementy działają wspólnie, odczuwasz nieskończoną radość, ogromne bogactwo
Umysł ciągle pozostaje w stanie rozgorączkowania. Dzieje się tak głównie dlatego, że identyfikujemy się z tym, co zewnętrzne. A ciało umrze, toteż śmierć ściga nas bezustannie. Na Zachodzie śmierć ciągle jest tematem tabu. Złamano jedno tabu – związane z seksem – ale drugie, głębsze niż to pierwsze, nadal istnieje. Potrzeba kolejnego Freuda, aby je złamać. Ludzie nie rozmawiają o śmierci albo czynią to, uciekając się do eufemizmów. Mówią, że zmarły „odszedł do lepszego świata”, „do nieba”, na „wieczny odpoczynek”. Ale jeśli człowiek żył tylko ciałem, to nie poszedł donikąd. Umarł, po prostu umarł; proch obrócił się w proch. Ten, kto przeszedł do innego ciała, nigdy nie był w poprzednim ciele, ponieważ nigdy nie stał się go świadomy; nie zwrócił na nie swojej uwagi.
Inną drogą jest zdanie sobie sprawy ze swojej wewnętrznej świadomości. Ciało jest ciężkie, wyraźne, widoczne, dotykalne, materialne. Świadomość nie jest widzialna. Trzeba jej szukać, trzeba głęboko kopać. Wymaga wysiłku, wymaga ciągłego zaangażowania w odkrywanie własnej istoty. Jest podróżą, ale gdy raz poczujesz się świadomie, zaczniesz żyć w zupełnie innym świecie. Wtedy nie ma powodu do pośpiechu, gdyż świadomość jest wieczna. Nie ma też zmartwień, ponieważ nie zna ona chorób, śmierci, porażki.
Wtedy nie ma potrzeby szukać innych rzeczy. Ciału stale czegoś brakuje, więc stwarza nowe potrzeby; ciało jest żebrakiem. Ale świadomość to cesarz – jest w posiadaniu całego świata, jest władcą.
Kiedy dotrzesz do sedna swojej wewnętrznej istoty, poczujesz się odprężony. Życie nie będzie już ciągłym pragnieniem czegoś, lecz świętowaniem. Wtedy wszystko jest ci dane: gwiazdy, księżyc, słońce, góry, rzeki, ludzie – wszystko jest w twych rękach. Ty musisz jedynie zacząć tym żyć.
To musi stać się twoją wielką wyprawą. Na tym polega życie: na wyprawieniu się w głąb świadomości. Ona tam jest, ale ukryta jak skarb. I, oczywiście, kiedy posiadasz skarb, chowasz go głęboko, aby nikt nie był w stanie ci go ukraść. Bóg ukrył świadomość w samym rdzeniu twojego istnienia.
Relaksacja jest stanem, w którym twoja energia nie przemieszcza się donikąd, ani do przyszłości ani do przeszłości; po prostu jest z tobą. Jesteś otulony, ukryty w zacisznym cieple swojej energii. Ten moment jest wszystkim. Inne nie istnieją. Czas zatrzymuje się. Oto relaksacja. Jeśli masz poczucie czasu, nie odprężysz się. Zwyczajnie zegar musi stanąć, czas – przestać istnieć.
Człowiek mieszka w ciele, ale nie jest ciałem. Ciało jest piękne, musi być kochane i szanowane, ale nie możesz zapomnieć, że nie jesteś nim, tylko je po prostu zamieszkujesz.
Ten moment jest wszystkim. O nic więcej nie pytasz, po prostu cieszysz się nim. Możesz cieszyć się ze zwyczajnych rzeczy, ponieważ są piękne. Właściwie nic nie jest zwyczajne – jeśli istnieje Bóg, to wszystko jest niezwykłe. Drobiazgi… spacerowanie po trawniku, z którego nie wyparowały jeszcze kropelki rosy, i poczucie bycia tam – miękki dotyk trawy, chłód rosy, poranny wiatr, wschodzące słońce… Czego więcej potrzebujesz, aby być szczęśliwym?
Cóż więcej można mieć, aby być szczęśliwym? Po prostu leżeć nocą w chłodnej pościeli na łóżku, czuć tkaninę, czuć, jak kołdra ogrzewa się coraz bardziej, a ty jesteś otoczony ciemnością, ciszą nocy… Z zamkniętymi oczami czujesz pełnię siebie. Czego więcej potrzebujesz? To i tak nazbyt wiele. Pojawia się głęboka wdzięczność – oto relaksacja.
Relaksacja oznacza., że ten bieżący moment jest czymś więcej, niż pragniesz, czymś więcej, niż można by wymagać. O nic nie prosisz, masz wszystko, czego chcesz… Wtedy energia pozostaje w bezruchu. Staje się jak spokojne jezioro. Rozpływasz się we własnej energii. Ten moment to relaksacja. Taki stan rozluźnienia nie dotyczy ciała czy umysłu; dotyczy całości.
Dlatego buddyści mówią: „Wyzbądź się pragnień”. Wiedzą, że dopóki istnieją pragnienia, nie możesz się zrelaksować. Powtarzają: „Pochowaj to, co martwe”. Jeśli zbyt mocno przejmujesz się przeszłością, nie będziesz umiał się zrelaksować. Mówią: „Ciesz się tą konkretną chwilą”.
Jezus mówił: „Spójrzcie na lilie. Nie pracują ani nie przędą. Powiadam zaś wam: nawet Salomon w całej swej chwale nie był tak przyodziany, jak jedna z nich”. O co mu chodzi? On mówi po prostu: Zrelaksuj się! Nie musisz harować – właściwie to wszystko jest ci dane. Jezus mówił: Jeśli On dba o ptaki, zwierzynę, dzikie zwierzęta, drzewa i rośliny, dlaczego ty się martwisz? Czemu nie miałby zadbać o ciebie?